Skip navigation

30 sierpnia 2018

Utkałam sobie biznes

Udostępnij

– Tkactwo to malarstwo nićmi – mówi Marta Pokojowczyk, właścicielka wrocławskiego Interweave Studio, uczestniczka programu Erasmus dla młodych przedsiębiorców. Dzięki udziałowi w programie zdobyła rzadki fach, wzięła sprawy w swoje ręce i założyła firmę, w której produkuje unikatowe wyroby – kanwy 3D.

Erasmus dla młodych przedsiębiorców łączy osoby chcące zdobyć doświadczenie biznesowe z właścicielami firm z innych państw uczestniczących w programie, którzy chcą się tą wiedzą podzielić – praktykant zyskuje nowe umiejętności, mentor – pracownika, a jednocześnie kogoś, kto może świeżym okiem spojrzeć na funkcjonowanie przedsiębiorstwa. W praktyce wygląda to tak, że właściciel firmy nieodpłatnie przyjmuje na określony czas (od miesiąca do sześciu miesięcy) kandydata z Erasmusa, a koszt jego pobytu pokrywa Komisja Europejska wypłacając kilkaset euro miesięcznie (tabelkę z kwotą finansowania dla poszczególnych krajów można znaleźć w przewodniku) – Bardzo ważne jest to, że Erasmus daje finansowe poczucie bezpieczeństwa. Żyje się skromnie, ale dieta z powodzeniem wystarcza na to, żeby wynająć kąt do spania i kupić sobie jedzenie – tłumaczy Marta Pokojowczyk.

Wystawa The First Layer CCEN Sines 2017 Helena Loermans i Marta Pokojowczyk

 

Czysty przypadek

O Erasmusie dowiedziała się przez przypadek od znajomej, która skorzystała z programu i dzięki niemu wyjechała do Madrytu. – Oferował ciekawe możliwości rozwoju, nauczenia się czegoś nowego, i to w zupełnie inny sposób, niż podczas zajęć na uczelni – mówi Marta, która dzięki udziałowi w projekcie zdobyła konkretne, a do tego rzadkie umiejętności. Nauczyła się tkactwa i zobaczyła jak od środka działa atelier, w którym powstają ręcznie tkane materiały.

Opcja wyjazdu w ramach Erasmusa idealnie zbiegła się w czasie z dokonywaniem ważnych wyborów życiowych. Była tuż po studiach – jest absolwentką historii sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim oraz malarstwa we wrocławskiej ASP – i zastanawiała się co dalej. Czy szukać pracy, czy może założyć własną firmę?

Zapisała się do bazy programu poprzez stronę internetową i rozpoczęła poszukiwania firmy, która odpowiadałaby jej zainteresowaniom i profilowi wykształcenia. W ten sposób nasza bohaterka wyszukała Helenę Loermans, przedsiębiorczynię z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w ręcznej produkcji tkanin, która na co dzień prowadzi działalność w Odemirze, niewielkim portugalskim miasteczku na południu kraju. – Brałam również pod uwagę innych przedsiębiorców, m.in. z Niemiec i Czech, ale żaden z nich nie wzbudził u mnie takiego zaufania jak Helena – mówi. O wyborze zadecydowało też portfolio Heleny Loermans, strona internetowa i profile w mediach społecznościowych, które zrobiły na Marcie duże wrażenie.

Formalności związane z wyjazdem przeszły gładko. Zeszło się nieco z napisaniem biznesplanu, który jest jednym z wymogów, aby wziąć udział w programie. Niemniej czynność ta koordynowana jest przez osobę z organizacji pośredniczącej (jedną z nich jest PARP) i w razie potrzeby można liczyć na jej pomoc. W ciągu dwóch miesięcy od zakwalifikowania się do projektu była już w Portugalii.

– Bardzo szybko nawiązałyśmy kontakt. Przed moim przyjazdem odbyłyśmy kilka rozmów na Skype. Wyszłam z założenia, że jeżeli mam u kogoś spędzić pięć miesięcy, to chciałabym wiedzieć z kim będę mieć do czynienia – wyjaśnia. Lepiej nie mogła trafić. W atelier Heleny Loermans są cztery maszyny tkackie, a ich właścicielka nie ogranicza się wyłącznie do tradycyjnych technik, lecz jest otwarta na innowacje i eksperymentowanie. Większość produkcji stanowią unikatowe projekty szali, chust i kominów.

Interweave Studio. Marta Pokojowczyk za krosnem, fot. Magdalena Pulik

 

Nauczyć się i dać coś od siebie

To tam Marta zobaczyła po raz pierwszy na własne oczy krosno tkackie. – Pomimo pewnej nieśmiałości w bezpośredniej relacji, od razu poruszyłyśmy kwestię projektów i tego, co chciałabym robić – mówi. Dużo rozmawiały o tym, jak te pięć miesięcy przepracować, aby korzyści odniosły obydwie strony. Marta zdawała sobie sprawę z tego, że nie przyjechała tu tylko po to, żeby się czegoś nauczyć, ale też zaoferować coś od siebie. Zaczęła więc współtworzyć kolekcję zimowych szali. Następnie przyszła pora na wspólny projekt, w ramach którego wspólnie z Heleną tkały podobrazia malarskie.

To była bardzo intensywna praca. Do atelier przychodziła o 9:00, wychodziła o 18:00, a czasami jeszcze później. – Tkactwo mnie bardzo pochłonęło. Już po tygodniu miałam wrażenie, jakbym robiła to od zawsze – wspomina. Poza weekendami nie miała zbyt dużo wolnego czasu.

Spędzała go głównie nad Oceanem lub wybierając się na piesze wędrówki. Odemira to urocze, spokojne miasteczko, raczej anty-kurort, nie ma tu rozbudowanej infrastruktury drogowej, ani zbyt wielu restauracji, a w kinie wyświetlany jest jeden film w tygodniu – z pewnością nie jest to raj dla imprezowiczów. W weekend nie działa komunikacja publiczna, więc bez samochodu nie można się dostać do sąsiednich miejscowości. Do tego mało kto zna język angielski.

– Nie czułam się jednak pozostawiona sama sobie. Była w tym duża zasługa Heleny. W Odemirze poznałam mnóstwo osób. Większość z nich to przedsiębiorcy prowadzący przeróżne biznesy. To taki region, gdzie trzeba być przedsiębiorcą aby przeżyć – tłumaczy.

Dzięki pięciomiesięcznemu pobytowi w Portugalii nauczyła się nie tylko nowego rzemiosła, ale też zebrała cenne doświadczenia i poczyniła wiele obserwacji. Zdała sobie sprawę, że jeśli ma się pomysł, nie można go odkładać na później, bo w działalności na styku sztuki i biznesu pozostaje bardzo mało czasu na projektowanie – mnóstwo uwagi trzeba poświęcić na działania sprzedażowo-marketingowe, bo bez nich jest trudno dotrzeć do klientów. Doceniła też rolę mediów społecznościowych, z których wcześniej nie korzystała, w kreowaniu wizerunku i promocji firmy. W atelier Heleny Loermans po raz pierwszy zetknęła się też ze sprzedażą i kontaktem z klientem.

Marta Pokojowczyk Horyzont 2018

We własnym atelier

Kiedy wróciła do Wrocławia, postanowiła otworzyć własną firmę, Interweave Studio. – Stanęłam przed pytaniem „co dalej?” Nastąpiła konfrontacja z rzeczywistością,  podjęcie ryzyka i odpowiedzialności jaka się wiąże z założeniem własnego biznesu – wspomina. Zamówiła maszynę tkacką z Holandii, na którą czekała trzy miesiące, a w międzyczasie obmyślała profil działalności. Po raz pierwszy na własnej skórze zderzyła się z typowymi dla początkującego przedsiębiorcy problemami – brakiem szybkich efektów, odzewu klientów czy w końcu zadowalającego poziomu przychodów. Jej zdaniem w biznesie trzeba być cierpliwym. – Potrzeba lat praktyki, aby wiedzieć jaką ilość produkcji jesteśmy w stanie wykonać w danym czasie – zwraca uwagę.

W wystartowaniu z firmą pomogła jej rodzina, bo wczesny etap prowadzenia działalności jest nieodłącznie związany z wydatkami. – Bądźmy jednak świadomi, że koszty poniesione na początku, amortyzują się z biegiem lat. To co wydaje się być przeszkodą, za jakiś czas zaczyna procentować. Inwestycja w biznes to wybór. Niektórzy lubią zmieniać samochody i kupować ubrania, ja inwestuję w wyposażenie Atelier, udział w targach i wystawach – przekonuje. 

Postanowiła, że Interweave Studio będzie symbiozą dwóch dyscyplin – tkactwa oraz malarstwa. W atelier powstają zarówno tkaniny i obrazy jako obiekty dekoracyjne, jak i użytkowe. Z jednej strony tkactwo pozwoliło jej na zgłębienie pewnych zagadnień z zakresu malarstwa, z drugiej zaś stworzyć całe spektrum nowych produktów i obiektów. – Przeplata się tu sztuka, rzemiosło i nauki humanistyczne – wyjaśnia.

W ramach studio Marta tworzy ręcznie tkane obrazy oraz przestrzenne pół-transparentne lniane formy, tak zwane ‘kanwy 3D’. Są one instalowane na specjalnie zaprojektowanych do tego celu stalowych konstrukcjach, które odstają od ściany i tworzą tzw. małą architekturę. – Można powiedzieć, że są to takie obrazy ściągnięte z ram, dekorujące przestrzeń w inny niż dotychczas sposób – tłumaczy. Tkaniny te współgrają ze światłem i przestrzenią a dzięki oryginalnej ekspozycji, poruszają się, skracając tym samym dystans pomiędzy widzem a „dziełem sztuki", sprawiając wrażenie „bycia bliżej". Ważny jest dla niej aspekt tkanin i architektury. W studio bada m.in. wpływ tkanin na człowieka stosując wyrażenie: humanizm tkanin.

Personalizowane lny do wnętrz, które mogą być instalowane na przykład w oknach, wykonywane są na specjalne zamówienie, uwzględniające określoną przez klienta kolorystykę oraz wymiary. W Atelier wykonywane są też mniejsze produkty, takie jak kolekcje unikatowych szali.

Prowadząc biznes nie zrezygnowała całkowicie ze zgłębiania zagadnień związanych z malarstwem. Na ręcznie tkanych lniano-konopnych kanwach wykonuje obrazy techniką mieszaną.

Marta Pokojowczyk, ręcznie tkane kanwy 3d tkaniny dekoracyjne

 

Ciężka praca i edukacja rynku

– Najpierw projektuję, później dokonuję obliczeń ile przędzy będę potrzebowała do wykonania projektu, a później biorę się za wykonanie – wyjaśnia. Jest to czasochłonna praca, bo wymaga naciągnięcia kilometrów nici, zawiązania kilkuset supłów, przeciągnięcia osnowy na tył i ustawienia wzoru. – Dopiero wtedy można przejść do tkania – dodaje. Wszystko robi jedna osoba i nie da się tego przyspieszyć, nawet latającym czółenkiem. Tak naprawdę są to dni przygotowań.

Z racji tego, że wykonanie tych produktów jest czasochłonne, nie należą one do wyrobów tanich. – Mają swoją cenę, ale są to produkty unikatowe, czy to szalik, czy to kanwa. Nawet gdybyśmy chcieli powtórzyć ten sam wzór, nie wyjdzie on w stu procentach identyczny. Klienci muszą mieć przekonanie, że za cenę kupują jakość i unikatowość – zwraca uwagę.

Kto kupuje tkaniny? Jest to wąska, ale świadoma grupa klientów, którzy wolą zobaczyć produkt na własne oczy, niż kupić go w ciemno na podstawie zdjęć dostępnych w internecie. Chcą się upewnić co zamawiają, zobaczyć na własne oczy, dotknąć, dlatego najpierw przychodzą do studia. Tam mogą się dowiedzieć jak wygląda cały proces powstawania tkanin, zobaczyć działanie maszyny, wysiłek jaki trzeba włożyć w stworzenie tkanin. – Kiedy widzą to na żywo, zakochują się jeszcze bardziej – tłumaczy.

Właścicielka Interweave Studio bierze udział zarówno w wystawach artystycznych, jak i w targach designu, na których prezentuje swoje produkty. To bardzo skuteczna forma dotarcia do grupy docelowej – w ciągu np. trzech dni można poznać kilkudziesięciu potencjalnych klientów. Większość zamawiających pochodzi z zagranicy. Jak sama podkreśla, tkactwo jest niepopularne i niszowe, zwłaszcza w tym nowym kontekście, czyli nie rozumianym jako chałupnictwo, ale jako rzemiosło posiadające aspekt humanistyczny.  – Tkaniny, jako formy dekoracyjne oraz użytkowe, mają znaczący wpływ na samopoczucie człowieka (użytkownika przestrzeni) wywołując przyjemne doznania zmysłowe. Konieczna jest edukacja rynku, tłumaczenie, wyjaśnienie, pokazywanie czym jest nowoczesne tkactwo i jaka jest jego rola – mówi.

Z Heleną Loermans nadal pozostaje w kontakcie. W 2016 roku zrealizowały projekt What has happened since El Greco came to Odemira?, rekonstruując kanwę, na której w XVI wieku malował El Greco. Współpraca uwzględniała malarską ingerencję Marty Pokojowczyk w kanwy Heleny Loermans. Odbyły się dwie wystawy, jedna w Odemirze, druga w Sines. Mieszkająca w Portugalii Holenderka odwiedziła też wrocławskie atelier uczestniczki Erasmusa.

Eryk Rutkowski

Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości

 

Zobacz więcej podobnych artykułów